Rosnę jak na drożdżach
Dziś stuknęło mi 6 tygodni. Ach jak ten czas leci :)
Mając już na karku te 6 tygodni trzeba było zgłosić się na szczepienia do przychodni, a co za tym idzie na pewno mnie zważą.
I tak też sie stało- zważyli mnie. I wiecie co?! Przybieram dobrze na wadzę, bo ważę już 4850 :)
wieje nudą
OJ, Mamusku, chyba Ci się waga pomyliła HI HI HI.
Dziś też był gril!! i to znacznie dalej, bo w Garwolinie. Wycieczka pierwsza klasa!!! i wcale nie płakałem ( to zdanie jest wyłącznie na potrzeby cioci basi, bo na sam jej widok mi się chciało płakać. A jak juz rzuciła ten swój komentarz, że jestem zabiedzony, rozwyłem się. Głośno. Baaardzo głośno. Niech ma za swoje. Ja sie tak staram. Bywa, że i z 2 „ciągutek” wypiję, i herbatką jeszcze poprawie! Ale ona, nie – zabiedzony! No to sie rozplakałem, żeby wiedziała jak mi smutno kiedy takie głupoty gada. Od cioci to ja oczekuje pieszczot: „o, jaki miliśki”, „o, jakie pulchniutkie policzki”, „o, jaki śliczny” itd. Ale ja jej jeszcze dam! jak była u nas w domu, to ją tak delikatniuśko obsiusiałem, a teraz, za te dzisiejsze uwagi, to ją ob…. Ale cicho sza!!! bo nie będzie chciała ze mna zostać jak rodzice będą chcieli mnie sie na jakis czas pozbyć. Albo jeszcze gorzej – nie wyjedzie z nami na weekend) Więc utrzymuję: na grilu było fajnie i nie płakałem :)))
Acha, i niech sobie ciocia własnego bloga założy, a nie mój atakuje komentarzami!!!!
aj Franuś rośniesz, rośniesz, rośniesz a ciotka z Ameryki jeszcze nie dojechała…. Ciocia Basia „olana” reszta rodziny strasznie zakochana :-* buziaczki